Specjalistka dobrała mi soczewki (-3 na każde oko), chociaż okulary mam właściwie słabsze (-2,75). Nie mam pojęcia dlaczego tak zadecydowała. Kilkakrotnie w gabinecie zdejmowałam, zakładałam, odczytywałam jej literki itp. Wszystko było dobrze... Dobrze widziałam, może właściwie tak było wtedy. Mówiła coś, że musi coś zrobić z połówką cylindra, więc daje mocniejsze, czy coś takiego...W domu też było wszystko dobrze. Umiem już zakładać, zdejmować i pielęgnować.
Tylko właśnie dzisiaj założyłam soczewki i czuję się mało komfortowo. Tzn. Widzę tak jak w okularach, a nawet o deczko słabiej. Przecież powinno być lepiej, nie? Chociaż trochę.
Po drugie w lewym oku czułam od początku jakiś dyskomfort, tak jakby mi wpadła rzęsa, czy jakiś pyłek. Sprawdziłam - nie było nic.
Potem stwierdziłam, że rzeczywiście mogłabym widzieć lepiej - przecież po to się zdecydowałam na soczewki, żeby polepszyć sobie wzrok, żeby było lepiej.
No i się rozpłakałam, z własnej bezsilności. Wydałam dwie stówy na 3 pary miesięcznych soczewek (plus płyn), a to dla mnie naprawdę sporo.
Kiedy się rozpłakałam, to potem uczucie jakiegoś dyskomfortu zniknęło, więc może rzeczywiście się wypłukało. Więc chociaż o to jestem spokojna.
Ale znowu mam problem - kiedy siedzę teraz przed monitorem, jestem załamana. W okularach widziałam o wiele lepiej to co jest na ekranie. Naprawdę!
Boję się, że to źle dobrane soczewki. Chyba zadzwonię do jakiegoś innego specjalisty i wypytam się o szczegóły, ale naprawdę muszę wykorzystać te soczewki do czerwca. W końcu nie jest tak tragicznie, a dwieście złotych to dla mnie naprawdę dużo. Nic mi się nie stanie, jeśli będę chodziła w tych soczewkach?
Jestem załamana totalnie.
Czasami mam uczucie jakiejś mgły przed oczami też.
Jakby to nie było wszystko - to jeszcze mam jakąś dziwną manię i przekonanie, że na pewno źle wyczyściłam soczewki. Ciągle widzę jakieś pyłki i ten cały rytuał pielęgnacyjny niemiłosiernie się przedłuża...
Jakieś porady dla mnie?? Chyba jestem świrnięta po prostu....


